Najprościej mówiąc dysleksja, to specyficzne trudności w nauce czytania i pisania. Ale to jedno zdanie nie jest w stanie oddać ogromu pracy jakie w swój rozwój musi włożyć dziecko, u którego zdiagnozowano taką przypadłość.
Jak więc sobie radzić z dysleksją?
Co możemy jako rodzice zrobić aby pomóc dziecku?
Jakie objawy mogą świadczyć o tym, że jest to właśnie dysleksja?
Kto i jak może nam pomóc, aby ulżyć dziecku w trudnościach z nauką w szkole?
Co się dzieje w życiu dorosłym?
Czy dysleksja
...See More może nas wykluczyć ze społeczeństwa?
Czy z dysleksją da się żyć?
Czy zabiera nam możliwość osiągania sukcesów w życiu zawodowym, naukowym?
To tylko część pytań, na jakie odpowiada nasz dzisiejszy gość, prof. dr hab Marta Bogdanowicz. Wiedzieliśmy, że z tematem dysleksji możemy tylko zmierzyć się, jeśli udamy się do najwłaściwszej osoby w Polsce i nie tylko, która problem dysleksji zna z wielu stron, spotkała się z tak wieloma i różnorodnymi przypadkami, przeprowadziła badania i zaobserwowała konkretne przypadki na przestrzeni lat. Pozwoliło to wyciągnąć właściwe wnioski i przygotować najlepsze możliwe narzędzia, które pomagają nauczycielom, rodzicom a przede wszystkim dzieciom. Prof Marta Bogdanowicz, to ekspert uznany w Polsce i poza jej granicami.
Ja wciąż mam do dysleksji nastawienie dość sceptyczne. Nigdy nie została ona u mnie stwierdzona (więc może się nie znam), ale faktem jest, że w sz.podst. popełniałam sporo literówek, przestawiałam i podmieniałam literki (w stylu g/k, d/t), podobnie było z liczbami, aczkolwiek tu częściej zamieniałam działania (widziałam dodawanie, a w myślach odejmowałam, tam samo z dzieleniem/mnożeniem). Poradziłam sobie z tym w taki sposób, że zaczęłam siebie sprawdzać, bo zawsze byłam w stanie znaleźć praktycznie 100% własnych błędów, kiedy na sam koniec, jeszcze raz czytałam, co napisałam. Może tym różnię się od prawdziwych dyslektyków/dyskalkulików? Za to na badanie dysortografii zostałam skierowana w gimnazjum (dyktanda to był dla mnie koszmar). Okazało się, że winna... była moja mama, która pisała za mnie wypracowania. Kiedy sama zaczęłam pisać długie prace pisemne, problem znikł samoistnie, a specjalne zeszyty do ćwiczeń, gdzie bezsensu przepisywało się całe linijki słowa "żółw" okazały się zupełnie nieefektywne. Co ciekawe, moja "dysleksja", pokonana w sz.podst. wróciła w dorosłości, kiedy to pojawiły się stresy życia codziennego, a procesy poznawcze mocno się pogorszyły. Problemy w rozróżnianiu g/k, d/t itp szczególnie widoczne były w nauce j. japońskiego, kiedy to podmieniałam sylaby ka/da itd. Na początku nie wiedziałam skąd to się bierze, dopóki nie przypomniałam sobie o "dysleksji" w dzieciństwie. Swoje trzy grosze dodaje to, że sporo moich rówieśników w szkole specjalnie dążyło do otrzymania stwierdzenia dysleksji, aby zyskać ulgi podczas zdawania egzaminów typu matura czy sprawdzian po sz.podst/gim. Problem na pewno jest, ale czy tak duży? I czy wystarczy stwierdzić "on tak ma" i tyle (jak to się często dzieje), zamiast pokombinować, jakie rozwiązania zastosować, aby było lepiej? Na pewno nie ma złotego środka, każdy jest inny, podejrzewam, że są również różne skale dys. Obecnie dochodzi jeszcze postępująca cyfryzacja... PS. No i teraz się zastanawiam, jak wygląda problem dysleksji w Japonii :smiley:
Copyright 2023 - Spreaker Inc. an iHeartMedia Company