Settings
Light Theme
Dark Theme

Praskie Audiohistorie e21 O pracy z dźwiękiem

Praskie Audiohistorie e21 O pracy z dźwiękiem
May 17, 2021 · 10m 56s

Anna Mizikowska: 18 maja to Światowy Dzień Muzealnika. Z tej okazji zdradzę Państwu trochę muzealnej „kuchni”, związanej z pracą z dźwiękiem. W tym podcaście korzystam z nagranych wspomnień prażan. Gromadzimy...

show more
Anna Mizikowska: 18 maja to Światowy Dzień Muzealnika. Z tej okazji zdradzę Państwu trochę muzealnej „kuchni”, związanej z pracą z dźwiękiem.
W tym podcaście korzystam z nagranych wspomnień prażan. Gromadzimy takie relacje od 2008 roku w Archiwum Historii Mówionej. To około 500 godzin nagrań, bo każda taka rozmowa trwa od 2 do nawet 20 godzin.
Z tego bogatego zbioru wybieramy kilkuminutowe fragmenty. Część z nich znajdziecie na stałej wystawie Muzeum Pragi. Inne trafiają na wystawy czasowe, dopełniają opowieść albo są samodzielnym eksponatem.
Czasem praska opowieść jest tak barwna, że wystarczy słuchać, a wyobraźnia sama maluje obrazy. Jak we wspomnieniu Pana Jacka Natorffa:
Jacek Natorff, AHM: Na Targowej było sporo knajp. Były kawiarnie. Była taka mordownia, proszę Pani. Mordownie, to się nazywało takie, takie, wie pani, knajpki takie, gdzie tam na stojący wypijało się setę i dyżurnego śledzia podawali, prawda - bo przymus był taki, że trzeba było do sety zakąskę wziąć. No, to pani bufetowa zawsze pytała, prawda - no, to już są późniejsze lata, prawda, lata siedemdziesiąte - pani bufetowa pytała: - Śledź do zjedzenia, czy dyżurny? - No, dyżurny, no. No, to spod lady wyciągała talerzyk z nadgryzionym śledziem, prawda, stawiało się to obok siebie, wypijało się setę, i oddawało się śledzia z powrotem.
Anna Mizikowska: Zawsze staramy się nagrywać relacje historii mówionej w ciszy, żeby zapewnić im jak najlepszą jakość. A jeśli już ujawniam kulisy tej pracy: montowanie rozmowy z tłem dźwiękowym trwa dłużej i jest trudniejsze…
Czasem jednak dźwięki, które towarzyszą nagraniu i które trudno wyeliminować – są same w sobie wartością. Ubarwiają przekaz.
Pan Marek Drzażdżyński opowiadał nam o swoim życiu zegarmistrza w swoim miejscu pracy, na Saskiej Kępie. Posłuchajcie, jak pięknie grały zegary w tle tej rozmowy…
Marek Drzażdzyński, AHM: Ja od najmłodszych lat miałem do czynienia z zegarkami, ponieważ przychodziłem, przynosiłem ojcu obiad, nawet taki nawet jako taki młody człowiek mieszkający jeszcze na Grochowie i widziałem, jak ojciec pracuje, tam sobie grzebałem w kółkach, trybikach. Przyszedł moment, że zaczął mi dawać budziki do naprawy. Więc ja je rozkładałem, składałem, czyli od najmłodszych lat miałem do czynienia z taką mechaniką precyzyjną. Do Szkoły Rzemiosł Artystycznych uczęszczałem, do której trzeba było zdać egzamin nawet. Pomimo, że była to szkoła zawodowa, ale trzeba było zdać do niej egzamin. Ponieważ to była szkoła, która zrzeszała zegarmistrzów, grawerów, złotników, tapicerów, kowali artystycznych. To były takie zawody artystyczne. No i do klasy zegarmistrzowskiej zdawałem.
St.K.: Gdzie ta szkoła była?
M.D.: To było na Sandomierskiej. Już w tej chwili jest zlikwidowana, jej nie ma. Przeniosła się z czasem na Włościańską, ale ja jeszcze jestem tym rocznikiem tym przedostatnim z ulicy Sandomierskiej. Nie bardzo nawet chciałem iść do tej szkoły, ale pod presją ojca, że tak powiem, poszedłem, ponieważ on ten zawód wykonywał i miał aspiracje, żebym ja również, żebym ten zawód się nauczył.
Pojedyncze są zakłady zegarmistrzowskie, które pokuszą się i są w stanie wykonywać naprawy jakiś zegarów antycznych. Ja mówię jeśli chodzi o naprawę zegara antycznego, to taki zegarmistrz to nie jest tylko zegarmistrzem. Bo to jest tak – ślusarz, kowal, stolarz, historyk sztuki i na końcu zegarmistrz, do tego wszystkiego. Żeby taki zegar naprawić poddać jakieś konserwacji, renowacji, no to żeby to było zgodne ze sztuką zegarmistrzowską starą, aczkolwiek przychodzą do mnie klienci, którzy chcą w stary zegar wstawić zegar kwarcowy. Zrobić taką hybrydę. Co w moim przypadku to jest bolesne bardzo, ale no też robię.
Muzeum Pragi: To ze względów finansowych, podejrzewam.
Marek Drzażdżyński, AHM: No tak, bo te naprawy są nie tanie, ale za to jak uratujemy to pięknie bije, pokazuje nam czas. Poza tym pokoleniowo możemy przekazać taki zegar. Dbając o niego, przekażemy go pokoleniowo.
Anna Mizikowska: Niekiedy sama dodaję tło do relacji historii mówionej. W 2016 roku Muzeum Pragi prezentowało Państwu wystawę „Prawobrzeżni. Biografie niecodzienne”. Rodzinnym pamiątkom towarzyszyły wspomnienia.
Między innymi, Pani Halina Geber opowiadała o rodzinnej firmie – pralni chemicznej i farbiarni na Kamionku przy Lubelskiej 15/17. Chciałam przenieść Państwa do tego miejsca.
Zmiksowałam szum pralki Frani z chlupotem tkaniny zanurzanej w misce, zarejestrowanym w muzealnej łazience… Razem brzmią tak, jak mogła brzmieć pralnia i farbiarnia z początku 20 wieku…
Halina Geber, AHM: Nazwisko Geber łączy się z historią zakładu. To się określało jako przemysł włókienniczy – to była pierwsza w okolicach Warszawy farbiarnia parowa i pralnia chemiczna. I właśnie.. tego typu zakłady powstawały gdzieś w połowie XIX wieku. Założyła ją rodzina z Francji.
Było 5 rodzeństwa, i z tych pięciorga troje przyjechało do Polski. Pionierką była Babette Judlin, Babette z Geberów, Potem cały ten zakład przekazała młodszemu bratu.
Wiemy tyle, że powiazania tej rodziny Geberów z Judlinami były takie, że rodzina Judlinów w Miluzie miała firmę tekstylną, gdzie mój pradziadek, Charles Emil Geber zdobywał swoje uprawnienia zawodowe.
W pierwszej połowie XIX w. Fryderyk Bittner, dzierżawca zajazdu czy karczmy na Grochowie ożenił się z Augusta z domu Kazimirus. I ona miała dwie córki, z tymi córkami – Emilią i Anną – pojechała pewnego razu na kurację do Francji, z dwiema panienkami, które tam poznały chłopców. Jedna, Emilia, Charlesa Emila, a druga, Anna, nie znam imienia – Francuza Haffę, nazwisko Haffa. Charles Emil, po odbyciu służby wojskowej, przyjechał do Warszawy i tutaj ożenił się z Emilią Leubner z domu, i to była moja prababcia i pradziadek oczywiście. I przejęli firmę po siostrze, po tych Judlin […] Mój pradziadek i prababcia prowadzili i rozwijali firmę. I Charles Emil przejmując firmę od siostry nadał jej już swoje imię i nazwisko. I tak, w brzmieniu francuskim, firma przetrwała właściwie do końca, do 1950 roku.
Anna Mizikowska: W 2018 roku przygotowywałam dla Państwa wystawę „Co słychać na Pradze?”. Dzięki uprzejmości warszawskiego ZOO mogłam do niej nagrać kilka zwierząt. Nie wszystkie chciały „dać głos”…
W trzaskający mróz, wieczorami, ja i moje koleżanki chodziłyśmy z mikrofonem do fok. W bramie przy Ratuszowej było słychać, jak krzyczą! Ale gdy podchodziłyśmy do ich basenu zapadała cisza… Aż w końcu…
Nagranie Foki
Zależało mi także na nagraniu lwów. Tylko jak to zrobić, gdy człowieka w ZOO dzieli od lwów fosa i cały wybieg? ZOO zaprosiło więc mnie i mikrofon w porze karmienia. Stałam pół metra od kraty, za którą biegały trzy głodne lwy. Za mną stał ich opiekun z przygotowanym obiadem - płatem mięsa. Adrenalina sprawiła, że trzęsły mi się ręce i nogi… Ale nagranie wyszło super!
Nagranie Lwy
Na zakończenie tego odcinka zapraszam Państwa na najnowsze słuchowisko w Muzeum Warszawskiej Pragi. Już w czerwcu będziecie mogli posłuchać, jak prażanie zapamiętali Bazar Różyckiego. Ze zmontowanych przeze mnie wspomnień widać, że to będzie bardzo nostalgiczna podróż….
Nagranie Szum targowiska z nagrania Narodowego Archiwum Cyfrowego
show less
Information
Author Praskie Audiohistorie
Website -
Tags

Looks like you don't have any active episode

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Current

Looks like you don't have any episodes in your queue

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Next Up

Episode Cover Episode Cover

It's so quiet here...

Time to discover new episodes!

Discover
Your Library
Search