Settings
Light Theme
Dark Theme

Praskie Audiohistorie e20 Życie w ZOO na Pradze

Praskie Audiohistorie e20 Życie w ZOO na Pradze
May 10, 2021 · 15m 16s

Anna Mizikowska: Wiedzą już Państwo, że 12 maja rusza w Muzeum Warszawy nowa wystawa? „Zwierzęta w Warszawie. Tropem relacji” o obecności zwierząt w historii miasta i o relacjach ludzie-zwierzęta. Dla...

show more
Anna Mizikowska: Wiedzą już Państwo, że 12 maja rusza w Muzeum Warszawy nowa wystawa? „Zwierzęta w Warszawie. Tropem relacji” o obecności zwierząt w historii miasta i o relacjach ludzie-zwierzęta.
Dla Pragi takim miejscem obopólnych relacji jest m.in. ZOO.
W 2010 roku Maria Szymańska nagrała dla naszego Archiwum Historii Mówionej wspomnienia Ryszarda Żabińskiego o przedwojennym spokojnym życiu w rodzinie dyrektora Ogrodu Zoologicznego, w willi na terenie tegoż ogrodu. I o wojennych losach rodziny. Oto fragmenty tej rozmowy.
Ryszard Zieliński, AHM: Rodzina jest w ogóle warszawska. To znaczy na Pradze mieszkaliśmy... znaczy ojciec zaczął mieszkać jak został dyrektorem Ogrodu Zoologicznego. Ja się tam urodziłem, no nie dosłownie w Ogrodzie, ale w każdym razie, w każdym razie mieszkałem już od niemowlęcych lat w Ogrodzie. Ojciec został w 1929 roku dyrektorem Ogrodu, no i zaraz potem ja się urodziłem, to znaczy zaraz potem. Jak zaraz potem. W każdym razie w 1932 roku się urodziłem. No i przez wiele lat mieszkałem w Ogrodzie. To znaczy z rodzicami. Do 1953 roku. W tym momencie ojciec przestał być, to znaczy dokładnie to w 1952 roku chyba przestał być dyrektorem Ogrodu.
Stoi ten dom, to jest pierwsza rzecz. W Ogrodzie. To jest willa, to jest piętrowy budynek dosyć duży. Pomieszczenia no... tradycyjne kuchnia, salon, gabinet ojca, takie pomieszczenie do zebrań powiedzmy administracyjnych, tego typu no... no i na piętrze właściwie dwa czy trzy pokoje, sypialnia rodziców, mój pokój. Była piwnica tak trochę przystosowana częściowo do trzymania zwierząt. Ojciec miał powiedzmy, swoje miejsce takie, znaczy nie gabinet, ale taką pracownię, w której miał też jakieś tam swoje przyrodnicze badania, i mikroskop i powiedzmy jakieś tam typowe przyrządy, którymi się posługują zoo…, nie tyle zoolodzy ale w ogóle badacze, no bo w końcu był naukowcem przy tym wszystkim.
Trzeba powiedzieć jedną rzecz, że nasz dom, powiedzmy, z racji tego, że, no to była po pierwsze inteligencja powiedzmy... ojciec miał dużo znajomych artystów, którzy też przychodzili do Ogrodu i ... była pani Magdalena Gross rzeźbiarka, która rzeźbiła. Się zaprzyjaźniła z domem, zresztą ona była też jedną z osób, które żeśmy ukrywali w okresie okupacji. Znał malarza Henryka Stażewskiego, tego co tutaj stoi rysunek jego... także to był taki dom trochę artystyczno-, wie pani, na różne kierunki... naukowo- artystyczno-, powiedzmy, normalny. No i jeszcze dodatkowo właśnie w tym otoczeniu zwierząt. Pawie ryczały zresztą tak jak i w Łazienkach, ale, albo tam lew zaryczał, albo jakiś tam hipopotam coś tam sobie hih...
Co tam robiłem? Nic nie robiłem, bawiłem się zajęciem się jakimś stworzonkiem będącym… czy wyjściem z nim na spacer, jeżeli to trzeba było zrobić, czy dać mu jeść... To takie, takie no powszechne, powiedzmy to, działania.. Było bardzo fajnie, no bo... w takich warunkach miejskich mieszkać w takim z kolei, z kolei miejscu jak Ogród no to bardzo fajna zabawa. Właściwie prawie jak na wsi. No jeździłem tam na kucach, na... bawiłem się... miałem taką przyjaciółkę szympansicę, która się ze mną bawiła. No i tak wyglądało powiedzmy moje życie do 1939 roku.
W trakcie wojny to w ogóle było trochę inaczej. Bardziej ruchliwie. Z tej racji, że, że my żeśmy, ja mówię, my żeśmy... to głównie rodzice. W każdym razie żeśmy, ja w części też.... opiekowali się Żydami. Także, że przez... w okresie okupacji to przez do się przewijało sporo osób. I z racji i żydowskich... pochodzenia żydowskiego i nie tylko bo... no bo też byli… ukrywani po niektórych akcjach Akowcy. To znaczy... znaczy się po jakiejś dywersyjnej akcji żołnierze... znaczy żołnierze... no AK. Znaczy to, to okres okupacji, to bardzo już jest taki specyficzny zresztą, no na ten temat to z kolei już matka napisała książkę pod tytułem „Ludzie i zwierzęta”.
Maria Szymańska: A jak pan odbierał tę sytuację, bo pan przecież jeszcze był zupełnie młodym chłopcem, prawda? Czy pan był wtajemniczony w te wszystkie sprawy?
Ryszard Żabiński, AHM: Tak, tak. Znaczy ja nie wiem dokładnie czy szczególnie... w szczegółach. No pewnie były jakieś sprawy, które, które... ale nie... ale to w tym bezwzględnie uczestniczyłem na zasadzie, że to są ludzie, którzy, których trzeba... są to Żydzi, o których nie wolno nikomu nic mówić. Trzeba im pomóc, trzeba ich, jak to powiadam, nakarmić, bo to zresztą jest taka specyficzna rzecz... Bo to należało do mojego obowiązku czasami noszenie jedzenia. Bo byli ukrywani w pewnych klatkach. To znaczy w klatkach... w pewnych pomieszczeniach, które nadawały się, powiedzmy, do zamieszkania, a które były przewidziane dla zwierząt w swoim czasie. No więc ja tam nosiłem jedzenie z tej racji, że to nie budziło podejrzenia. Bo to młody chłopak mógł, może się bawić, może... różne rzeczy robić takie i, i nikt powiedzmy obcy patrząc na to nie będzie podejrzewał, że tam się ktoś gdzieś ukrywa i że to jest jedzenie dla osoby, powiedzmy, którą, która jest ukrywana.
Dom był otwarty, dużo, stosunkowo dużo ludzi, którzy przechodzili byli to ludzie, jak powiedziałem już, powtarzam – ukrywający się i nie ukrywający się. I to nie budziło takiego, powiedzmy, zainteresowania ze strony, powiedzmy, Niemców. No bo nic się, nie widać tutaj. Co innego jak to było powiedzmy, sytuacje takie, powiedzmy w... mieście. Bezwzględnie tam, gdzie jest dużo ludzi mieszkających blisko siebie. To wtedy to bardziej się rzuca w oczy. A tutaj, w Ogrodzie, względnie spokojnie, no więc... więc to było takim... taką korzystną sytuacją dla robienia tego, co robili moi rodzice.
Większe lub mniejsze spotkania z Niemcami, z Wermachtem i żandarmerią to, to były spotkania. Bo o to, oni się zjawiali w ogrodzie od czasu do czasu, a głównie to w momencie powstania, jak powstanie wybuchło to byli bardzo ostre przygody, nazwijmy to, przez te dni. My żeśmy byli do... od powstania, od dnia powstania chyba do połowy sierpnia, bo nie byliśmy do końca powstania w Warszawie, bo w mniej więcej chyba drugiej połowy sierpnia wywieźli nas Niemcy. No i po drodze z transportu żeśmy się wymeldowali można by powiedzieć. Nie dosłownie uciekli ale w każdym razie wyszliśmy to w Łowiczu.
A to, to w ogóle cała historia była, bo to trzeba by mówić o tym co się działo w ogrodzie, w sensie jak ogród wyglądał w czasie okupacji. Więc z początku była taka hodowla świń, tuczników z przewidzeniem karmienia Wermachtu, żołnierzy i też częściowo ludzi, Polaków, bo tym zajmowała się rzeźnia miejska. Ta rzeźnia, która, o ile ja pamiętam, to chyba gdzieś w okolicach Sierakowskiego. Jeżeli ta ulica w tej chwili istnieje. Potem, potem się ta hodowla zlikwidowała dlatego, że nie było właściwych warunków utrzymania tych świń w okresie, w okresie zimowym szczególnie, bo mimo że było dużo klatek i pomieszczeń dla innych zwierząt, ale akurat tego typu zwierzęta jak prosiaki, tuczniki nie bardzo się nadawały. Nie, te pomieszczenia nie były zbyt dobre.
MariaSzymańska: A czy pan uczestniczył jakoś w tej hodowli, pomagał?
Ryszard Żabiński: No wie pani, raczej to miałem tam jakiegoś prosiaczka w domu, do, do zabawy. Ponieważ zawsze jakieś stworzenie się u nas w domu chowało. Przeważnie były to jakieś takie zwierzęta, które wymagały szczególnej opieki. Tak w okresie w ogóle hodowlanym i w ogóle przed wojennym, to nie tylko prosiaki, w okresie okupacji, ale i przed wojną też różne... właśnie urodziło się, jakaś hienka, ryś czy inne stworzonko, a jakieś nie bardzo było zdrowe to, to zawsze było trzymane u nas w domu. Także taki mały zwierzyniec sam w domu był oprócz tego dużego zwierzyńca, nazwijmy to, Ogrodu. No... potem, jak mówiłem, potem się była, przez Niemców hodowla, otwarta hodowla zwierząt futerkowych. I dzięki tej hodowli my żeśmy wyjechali, zostali wywiezieni. Wykorzystaliśmy moment, że była likwidowana i razem z tą hodowlą żeśmy wyjechali i w Łowiczu, jak powiedziałem żeśmy z tego transportu się, mówiąc tak popularnie, wymeldowali. I tam przez, do lutego 1945 roku byliśmy na wsi. Stamtąd żeśmy transportem, znaczy skorzystali z uprzejmości polskiej, polskich żołnierzy, którzy jechali do Warszawy z transportem kartofli i żeśmy wrócili, wrócili do Warszawy i w Warszawie zaczęliśmy mieszkać na Floriańskiej bo ten dom, który był w ogrodzie był bardzo zdewastowany. Na Floriańskiej żeśmy mieszkali u znajomych mojej matki - chyba ktoś tam z przyjaciół matki. dopóki nie zostało w części przynajmniej wyremontowane dom w Ogrodzie a jeszcze nie powiedziałem, że ojca nie było bo ojciec był w niewoli. Bo uczestniczył w powstaniu. Był ciężko ranny i potem został wywieziony do Oflagu i jeszcze nie wrócił w tym czasie, kiedy my żeśmy już zaczęli urzędować z mamą, zresztą i z siostrą, o której nie powiedziałem, bo... w 1944, na miesiąc przed powstaniem urodziła się siostra moja. Także, także byliśmy z mamą i z siostrą już z powrotem w Ogrodzie... Mama się zajmowała trochę... tak, tak, tak... znaczy zajmowała się tym, żeby ogród znowu wrócił jako ogród zanim ojciec wróci z kolei z niewoli to żeby już mu przygotować troszeczkę teren do tego żeby urzędowo mógł ogród zacząć funkcjonować. No i tak się stało. Jak ojciec wrócił to już były pewne przesłanki ku temu żeby Ogród znowu został otwarty, to znaczy żeby w ogóle wrócił do, do stanu takiego, w jakim powinien być. No i tak też się działo od 1946/47 roku…
show less
Information
Author Praskie Audiohistorie
Website -
Tags

Looks like you don't have any active episode

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Current

Looks like you don't have any episodes in your queue

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Next Up

Episode Cover Episode Cover

It's so quiet here...

Time to discover new episodes!

Discover
Your Library
Search