Settings
Light Theme
Dark Theme

Praskie Audiohistorie e06 Foto-rzemiosło

Praskie Audiohistorie e06 Foto-rzemiosło
Feb 1, 2021 · 11m 40s

Transkrypcja Anna Mizikowska: Dziś zapraszamy Państwa na spotkanie z… historią rzemiosła? Historią fotografii? W trudnym z powodu pandemii roku 2020 otworzyliśmy w Muzeum Warszawskiej Pragi wystawę „Warszawiacy. Fotografie Mikołaja Grynberga...

show more
Transkrypcja
Anna Mizikowska: Dziś zapraszamy Państwa na spotkanie z… historią rzemiosła? Historią fotografii? W trudnym z powodu pandemii roku 2020 otworzyliśmy w Muzeum Warszawskiej Pragi wystawę „Warszawiacy. Fotografie Mikołaja Grynberga w kolekcji Muzeum Warszawy”. Muzeum Pragi będzie można znów odwiedzić 4 marca - zapraszamy na tę wystawę!
Tymczasem warto na naszej stronie znaleźć „Spacerownik”, stworzony specjalnie do tej wystawy. Czyta się dobrze, bo napisała go Katarzyna Chudyńska-Szuchnik, która jest dziennikarką i muzealnikiem. Od lat dokumentuje działalność pracowni rzemieślniczych i inicjuje nowe działania wokół warszawskiego rzemiosła.
Katarzyna Chudyńska-Szuchnik: „Spacerownik”, o którym chciałabym dziś Państwu opowiedzieć, powstał w związku ze zdjęciami wykonanymi przez artystę fotografika, a dziś już bardziej pisarza, Mikołaja Grynberga, w 2004 roku. Wówczas był on jednym z wielu artystów, którzy na warszawskiej Pradze wynajmowali lokale na pracownie artystyczne. Zdjęcia „Zawodowców” powstały niejako na zamówienie, z inicjatywy Galerii Luksfera. Było to pierwsze w Warszawie miejsce zajmujące się sprzedażą fotografii kolekcjonerskiej, organizujące również warsztaty fotograficzne i wystawy. Prowadziły je Katarzyna Żebrowska i Magdalena Przeździak, a mieściło się na terenie dzisiejszego Centrum Praskiego Koneser.
Zdjęcia Mikołaja Grynberga z cyklu „Zawodowcy” są czarno-białe, ale tak naprawdę były wykonane jednym z pierwszych aparatów cyfrowych, które właśnie artyści i fotograficy dostali od producenta, aby zrealizować jakieś zdjęcia reporterskie, jakiś materiał rejestrowany na Pradze.
Mikołaj Grynberg nie był entuzjastą cyfrowego obrazu i tym, wówczas najnowocześniejszym, modelem postanowił zrobić zdjęcia w odcieniach sepii, jakby sprzed wojny. A ponieważ wówczas specjalizował się w portretach, poszukiwania swe prowadził w terenie. I uznał, że tę koncepcję najlepiej zrealizuje w miejscach, które mijał codziennie – w małych sklepikach i w pracowniach rzemieślniczych.
Cykl „Zawodowcy:” Mikołaja Grynberga jest ważny dla Muzeum Warszawskiej Pragi i dla programu rzemieślniczego, który obecnie prowadzimy, ponieważ można uznać, że on, jako pierwszy, w 2004 roku, wychodząc do warsztatów, uwieczniając rzemieślników uznał, że są oni warci docenienia, odkrycia… W zasadzie można powiedzieć, że to było takie pierwsze odkrycie na nowo rzemiosła jako czegoś ważnego dla kultury, dla lokalnej publiczności, w końcu dla samej historii.
Dla pracy badawczej, która prowadzę od 2015 roku i programu „Wykonane na prawym brzegu. Rzemieślnicy” w Muzeum Warszawskiej Pragi ta wyprawa Mikołaj Grynberga jest szczególnie ważna. Co prawda minęło tylko 16 lat, ale jeśli chodzi o świat rzemiosła, to jest naprawdę bardzo dużo. Wiele tych warsztatów, które Mikołaj Grynberg uwiecznił, po prostu przestało istnieć. I żeby namierzyć miejsca, w których one istniały, znaleźć jakieś ślady (stare szyldy, fragmenty wystaw), rozpoznać te miejsca – faktycznie trzeba było kilku wypraw w teren, dokładnie śladami Mikołaja Grynberga, wielu rozmów z sąsiadami, rzemieślnikami, a nawet z paniami pracującymi w Zakładzie Gospodarowania Nieruchomościami…
Zachęcam Państwa do wyprawy, do spaceru śladem „Spacerownika” inspirowanego zdjęciami „Zawodowcy” Mikołaja Grynberga. Odkryjecie na pewno wiele miejsc, niektóre bardziej, niektóre mniej spektakularne… Będzie to okazja, żeby przejść się po ulicach starej Pragi, po ulicach Szmulowizny…
Anna Mizikowska: Przeczytam Państwu fragment „Spacerownika”, pod tytułem „Fotografki z Ząbkowskiej i ich sąsiedzi”.
„Bazar ma kilka bram. Wychodzimy tą do ul. Ząbkowskiej. […]
Drewniany walec z nawiniętym kablem – nicią to symbol pracowni Szpulka…[…]
Po wizycie w Szpulce warto wejść do Klitki. Pretekstem może być chęć napicia się kawy, potrzeba zrobienia zdjęcia do dokumentów lub odbycia sesji fotograficznej, a nawet poszukiwanie niebanalnego prezentu (to również mała galeria sztuki)…
Julita Dalbar, artystka fotografka, założyła to miejsce w 2005 roku. Zdążyła poznać i zaprzyjaźnić się z sąsiadami, których dawno już tu nie ma.
Z początku wydawało jej się, że skoro nie interesuje się rzeczywistością, nic nie będzie do niej docierać. Ale było odwrotnie. Wpadał nonszalancki antykwariusz z naprzeciwka. Lubił testować relacje z właścicielami okolicznych sklepików i knajpek, prosząc o pożyczenie… „paru stówek na dziewczynki”. Do biednych nie należał, mimo to Julita nie dyskutowała. Pożyczała, zawsze oddawał.
Gruba rzemieślniczka pracująca po sąsiedzku pozwalała schować u siebie rower. Przy okazji prawiła mądrości. Nie chciało się ich słuchać, ale się sprawdzały. Jak ta, że niedobre są spółki.
Julita pamięta też Zofię Cendrowską spod czwórki. Przychodziła do niej pożyczyć papier do drukarki termosublimacyjnej.
W zasadzie dla Zofii, prowadzącej Praskie Foto Studio, właścicielka Atelier Fotograficznego „Klitka” była bardziej konkurencją niż kontynuatorką.
Zofia robiła zdjęcia ślubne, komunijne. Miała malowane, opuszczane tła (jezioro, zamek), stare lampy uruchamiane fleszem z analogowego aparatu, dywan… Mikołaj Grynberg był tym wszystkim zachwycony. Ale swoją obecnością wprawiał Zofię w zakłopotanie. Czy wyposażenie studia, które służyło niejednemu pokoleniu fotografów w jej rodzinie, to nie obciach?
Nie ma już Studia Zofii Cendrowskiej, zniknął Zakład Foto-Pelagia Barbary Tylickiej z ulicy Targowej. ..
„Świat fotografii tak bardzo się zmienił, a przecież to stąd się wywodzimy” - myślał fotograf w trakcie tej wizyty. Ze wszystkich miejsc na Pradze, nigdzie nie zależało mu na zrobieniu zdjęcia tak bardzo, jak tam.”

A propos Foto-Pelagii, wymienionej przez Kasię w „Spacerowniku”… W Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi mamy nagrane wspomnienia ostatniej właścicielki tego studia, pani Barbary Tylickiej.
Barbara Tylicka: Lubię to, co robię. Umiałam od dziecka robić odbitki, zdjęcia na kliszach. Siedem lat miałam, jak pierwszy raz wywoływałam własne zdjęcia. Bałam się strasznie pamiętam, ciemno,. Chciałam szybciutko to zrobić, wywołać te klisze i wyjść.
Nie było gotowych zestawów. Jak zaczęłam pracować to kupowało się gotowe zestawy - wywoływacze, utrwalacze. Natomiast mama miała wszystko w słojach, malutką wagę, przepisy na różne roztwory i ważyła każdy składnik oddzielnie. Robiła mieszanki samodzielnie i roztwory później do wywoływania i utrwalania. Za moich czasów już tego się nie robiło. Poza tym weszła kolorowa fotografia, były orwoskie zestawy już gotowe. Nie było maszyn jeszcze, ręcznie w tankach się wywoływało. Były kosze z żyłkami, w które wkładało się papier i w koszach, w tankach miąchało się tak, kiwało na boki.
Te tanki stały w takiej wannie z termostatem. Kąpiel wodna – to najpierw trzeba było to wszystko nagrzać do odpowiedniej temperatury i później cały czas tę temperaturę się utrzymywało.
Spędzało się większość czasu w ciemni, Miałam tylko opory bo w formalinie się moczyło na końcu... Przy suszeniu był smród niesamowity. Pilnowałam, żeby dziecko nie przychodziło w tym okresie kiedy ja wywoływałam. Odprowadzałam ją do babci, a ja zajmowałam się wywoływaniem i suszeniem.
Po prostu wychowywałam się w atelier, w zakładzie, przy tym aparacie, chłonęłam to wszystko. Jak się siedzi od dziecka i pomaga to wydawało mi się to rzeczą naturalną jak to się robi, skąd to się bierze, jaka kolejność, wszystko wiedziałam bez nauki no bo siedziałam, spędzałam czas.

Anna Mizikowska: Zakład „Foto-Pelagia”, działał przy Targowej 64. Prawdopodobnie był to pierwszy usługowy punkt fotograficzny, jaki powstał na Pradze. Od zawsze prowadziły go kobiety…
Barbara Tylicka: Zakład został otwarty w 1914 roku, przez panią Lucy Goldberg, która razem z mężem prowadziła ten zakład do roku 1935. Następnie wyjechali do Argentyny, ponieważ byli pochodzenia żydowskiego, przeczuwając sprawy, które się rozpoczęły w Niemczech, ewakuowali się do Ameryki Południowej. I zakład odkupiła od nich moja mama. I od 1935 r. do 1978 roku prowadziła mama. Od 1978 r. ja razem z mamą prowadziłam, a od 1979 r. już prowadzę samodzielnie.
Od początku nazwą była „Foto-Pelagia”. Skąd wzięła się Pelagia, niestety nie wiem. Była to nazwa nadana przez osobę, która założyła tan zakład, przez panią Lucy Goldberg.
W czasie wojny to wiem na przykład, że nie było wody. To mama chodziła do Wisły po wodę. Zdjęcia się tylko w ciągu dnia naświetlało. Były takie specjalne ramki ze szkłem, w które wkładało się papier, kliszę i naświetlało się. Magnezja w studio, a tak to naświetlało się słońcem i woda z Wisły. To był taki okres w czasie wojny. Ale mimo to cały czas zakład działał. I Rosjanie jak później weszli też robili sobie zdjęcia. Nieraz dziwnie, mama mówi, że było. Robili zdjęcia i po dziesięć zegarków na ręku mieli, żeby było widać te zegarki.
W 1971 roku, czy 1970., był remont tej kamienicy gruntowny. I te wszystkie klisze miały być chwilowo przeniesione do piwnicy. Wszystko szklane płyty. W koszach wiklinowych, robotnicy znosili po chodach na dół do piwnicy. Ponieważ byli pijani, wywalili się, wszystko zostało porysowane, potłuczone, zniszczone i nic nie zostało….
show less
Information
Author Praskie Audiohistorie
Website -
Tags

Looks like you don't have any active episode

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Current

Looks like you don't have any episodes in your queue

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Next Up

Episode Cover Episode Cover

It's so quiet here...

Time to discover new episodes!

Discover
Your Library
Search