Settings
Light Theme
Dark Theme

Praskie Audiohistorie e30 Plac Leńskiego

Praskie Audiohistorie e30 Plac Leńskiego
Jul 19, 2021 · 15m 55s

Anna Mizikowska: Jest już nowa książka o prawobrzeżnej Warszawie! „Plac Leńskiego” to powieść o dzieciństwie i dorastaniu w centrum Pragi II na przełomie lat 60. i 70. Autora znacie: to...

show more
Anna Mizikowska: Jest już nowa książka o prawobrzeżnej Warszawie! „Plac Leńskiego” to powieść o dzieciństwie i dorastaniu w centrum Pragi II na przełomie lat 60. i 70. Autora znacie: to Daniel Wyszogrodzki, dziennikarz muzyczny, tłumacz. Posłuchajcie naszej rozmowy o miejscach, ludziach, doświadczeniach i – oczywiście – o muzyce opisanej w książce. To przedsmak tego, co usłyszycie na spotkaniu autorskim z Danielem Wyszogrodzkim już w najbliższy czwartek, 22 lipca, w Muzeum Pragi.
Daniel Wyszogrodzki:
Daniel Wyszogrodzki: Pierwszą płytą jaką… którą opisuję w tej książce była płyta z „Błękitną rapsodią” i z „Amerykaninem w Paryżu” Gershwina. Kupił ją mój ojciec, który kojarzył te utwory, bo ja nie, w Empiku, w Juniorze. I to był taki trochę ewenement, dlatego że pierwsza płytą, jaką kupiłem, była płytą Polskich Nagrań, ale z licencji Columbia, amerykańskiej, bo były to nagrania Leona Bernsteina i filharmoników nowojorskich. I tak to jest z tymi pierwszymi płytami, zna się je na pamięć, bo się ich słucha tam tych pierwszych 500 razy. I ja właśnie mi się wydawało, że ja mogę zagrać już tą „Błękitną rapsodię”, bo pamiętałem wszystkie niuanse. A potem z jakiegoś powodu, o czym też wspominam w książce, mój ojciec zaczął kompletować symfonie Beethovena. On nie był ani koneserem, ani nie miał w sobie żadnej pasji do zbierania, kolekcjonowania płyt. Był zajętym lekarzem. Nie mieszkaliśmy zresztą razem, ja bywałem u niego w weekendy. I uzbierał tych dziesięć symfonii już w polskich wykonaniach. I ja… to były moje pierwsze nagrania.
- A ile pan miał lat?
Daniel Wyszogrodzki: To była jakaś moja 6-7 klasa, mniej więcej podstawówki.
- No to podejrzewam, że koledzy słuchali wtedy czego innego.
Daniel Wyszogrodzki: Koledzy… ale ja też z kolegami słuchałem czego innego, tylko nie miałem do tego żadnego klucza. Ja opisuję w książce taką historię, kiedy zachowałem się w dwóch piosenkach. Nie wiedziałem kto gra, co gra, strasznie mi się podobały, to było na koloniach gdzieś. I puszczano je z pocztówek dźwiękowych. I ja w końcu dotarłem do źródła i zorientowałem się, że jest to zespół The Beatles, to mi nie wiele nie mówiło. A te piosenki to były „Girl” i „Michelle”, takie dwie liryczne bardzo, sentymentalne piosenki, które mnie wzruszały. I potem odbyłem, opisaną też w książce samodzielną, pierwszą, na Bazar Różyckiego, czyli tutaj. I muszę przyznać, że bardzo szybko się dogadałem ze sprzedającą panią, ona bardzo szybko się zorientowała, czego ja szukam. Zapamiętałem, że tak zabawnie wymawiała ten tytuł, bo mówiła „Gę”, „Gę”. Jest „Gę” dla kawalera zaraz poszukamy. I kupiłem tę pocztówkę tutaj. I dopiero jak wracałem tramwajem z Targowej, bo mieszkałem na Placu Leńskiego, tak jak w tytule książki. Jak wracałem tramwajem tutaj koło Czterech Śpiących i koło kościoła i tam do ZOO do mojego przystanku, to się zorientowałem, że nie mam jej na czym odtworzyć. No bo nie było tego w domu, tu ja mieszkałem z dziadkami na Placu Leńskiego. Ale kolega miał Bambino w domu i też posłuchaliśmy tej, tej pocztówki jakieś tam pierwsze 200 razy razem. A potem mój ojciec dostał, dostał w pracy jako jakąś nagrodę, gramofon Mr Hit. I ja słuchałem płyt, kiedy jeździłem do niego na Saską Kępę, bo ojciec mieszkał na Zwycięzców, na weekendy. Też nie wszystkie, bo miał czasami dyżury. I w końcu ojciec chyba po roku, tam trochę tych płyt przybyło, niezbyt wiele, był ten Gershwin, był Beethoven. Jedno z takich pierwszych, też dla mnie bardzo takich ważnych w kształtowaniu mojego gustu i wrażliwości muzycznych, była płyta, na której polscy aktorzy śpiewali piosenki Bułata Okudżawy. To była bardzo popularna płyta wtedy, Bułata Okudżawy. W świetnych przekładach. Tam śpiewał Młynarski, Edmund Fetting, tam było tłumaczenie Agnieszki Osieckiej. Sława Przybylska oczywiście, była jedna piosenka w oryginalnym wykonaniu. I chyba gdzieś po roku mój ojciec się poddał, powiedział weź sobie ten gramofon i te płyty, ja tutaj przywiozłem do dziadków. I już wtedy miałem ten gramofon. I no a potem, już w ósmej klasie, kiedy byłem dużym chłopcem, wymyśliłem taki… sam wymyśliłem taki proceder poszerzania płytoteki, a w zasadzie wiedzy muzycznej, bo płytoteka mi się nie rozrastała, ale wiedza owszem, bo odkryłem na Mariensztacie giełdę płytową. To znaczy taki właściwie bazarek tam był, pchli targ na Mariensztacie, gdzie chodziłem na piechotę zawsze przez most, bardzo to lubiłem. I ponieważ te płyty były horrendalnie drogie, płyty zagraniczne mówię, […] kosztowały 400, 500, 600 zł, kiedy ja miałem stówę zaskórniaków miesięcznie na wszystko, z komunikacją włącznie. Więc to było nie osiągalne zupełnie. Ale jak już uzbierałem tam jakimś cudem, to jest w książce opisane, te pierwsze pieniądze, to stworzyłem taki system, w którym jechałem na Mariensztat, kupowałem płytę, słuchałem jej przez tydzień tak, że następny wykonawca by po prostu… następny…
- Odtwórca tak?
Daniel Wyszogrodzki: Odtwórca by zbladł, ale ona mi w głowie zostawała, po czym jechałem znowuż na Mariensztat i starałem się sprzedać przynajmniej za tyle, za ile kupiłem. Taką płytę miałem przez tydzień, do następnej niedzieli. I próbowałem ją wtedy sprzedać i natychmiast kupić za te pieniądze coś podobnego. Czasami trochę straciłem, czasami coś tam zyskałem i tak się poszerzała moja wiedza, nie poszerzając mojej płytoteki, bo na to nie było wtedy żadnych szans. Pamiętam, że chyba ojciec jako lekarz zarabiał około 2000 a te płyty kosztowały tak jak mówię po 500 złotych no.
- Książka nosi tytuł Plac Leńskiego, czyli tak naprawdę Plac Hellera?
Daniel Wyszogrodzki: Dzisiaj tak. Ja się wychowałem przy Placu Leńskiego, na Placu Leńskiego. My mieszkaliśmy na trzecim piętrze, dwa piętra nad Restauracją pod niedźwiedziem. Ona była czynna do północy, był tam dancing, po dancingu były różne hocki klocki od podwórka, bo tam były… wychodzili panowie załatwiać sprawy, po męsku, pojedynki, sola tak zwane, solówki tam się wyzywali…
- A taki dancing z muzyką na żywo?
Daniel Wyszogrodzki: Tak. Pod Niedźwiedziem była muzyka na żywo. I grał tam zespół. Czasami go z kolegami już później obserwowaliśmy przez kraty. Nigdy w życiu nie byłem w tej restauracji nad którą mieszkałem. Nigdy. Nigdy tam nie zjadłem niczego.
- Ale to była taka kategoria speluna, czy raczej…
Daniel Wyszogrodzki: To raczej był kategoria lokal. Lokal to był. Tam przyjeżdżali taksówkarze z całej Warszawy, tam dochodziło właśnie do bójek, bo tam były różne sprzeczki, tam przyjeżdżała okoliczna… nie powiem, że finansiera wtedy, ale nie. To był raczej lokal. Ona miała status restauracji eleganckiej, był ogromny neon Pod niedźwiedziem w naszym domu. Nie znalazłem śladu tego neonu na zdjęciach w sieci. Nie udało mi się. Był neon z misiem brązowym, który wchodził do góry po drzewie zielonym, na załamaniu tego domu. Ja mieszkałem pod tym neonem Pod Niedźwiedziem, więc się popisywałem przed koleżankami, że ten niedźwiedź to ja oczywiście, bo to jest pode mną. I ta restauracja była bardzo popularna. Kiedyś znajomy, który przyjechał do nas powiedział, że wszedł do taksówki i zapytał taksówkarza, czy wie pan gdzie jest restauracja Pod Niedźwiedziem, na co taksówkarz odpowiedział za dobrze proszę pana, za dobrze. Ale, kontynuując ten temat, za filarami była kawiarnia, nazywała się Filipinka i tam też się odbywały występy na żywo. Tam też przyjeżdżały zespoły. I my czasami już ich później słuchaliśmy siedząc na ławkach, bo było tak samo słychać na zewnątrz. Ale tam była kawiarnia, w której ja już później bywałem w liceum, bo tam się chodziło na kawę i na ciacho z kolegami, czy z koleżankami. Jak był brzydki dzień można było zamiast na spacer iść do Filipinki. W podstawówce nie chodziłem tam oczywiście sam, nie chodziłem sam do kawiarni wtedy jeszcze. Ale pomiędzy jedną, a drugą na rogu, tam oczywiście teraz są wszędzie Rossmanny i Biedronki. Ale, tam była cukiernia, ta cukiernia miała bardzo dobrą renomę, bardzo dobre wypieki. Tam się chodziło na pączka. Tam szczytem marzeń była… pączki kosztowały 2 zł, wuzetka kosztowała 5,40. To było ciastko, to było ciastko dla bogatych. Ja pamiętam, jak babcia kupowała wuzetkę, zabieraliśmy do domu, jedliśmy na pół. Ten plac Leńskiego tak mi się… jest bardzo żywy w mojej pamięci. On się staje w tej książce… on jest właśnie bohaterem tej książki też. I dlatego uważam, że fajnie, że wydawnictwo zgodziło się na ten tytuł. Może nie jest on zbyt marketingowy, ale bardzo dobrze oddaje ducha tej książki, w którym, w której Plac Leńskiego jest taką troszeczkę metaforą świata i taką busolą moją. Ja ten świat rozszerzam w każdą stronę. Tam jest ZOO, tam jest więzienie kobiece, tam się idzie do kolegi Trojana, który mieszka w blokach na Pradze 3, tu się idzie na Bazar Różyckiego i do Czterech śpiących w tą stronę. Ja byłem takim dzieckiem eksplorującym otoczenie. To znaczy babcia mnie krótko trzymała i bardzo się o mnie martwiła, była nadopiekuńcza, ale ja się wymykałem spod tej kontroli. Oczywiście, że to był plac, ławeczki, małe dzieci, rowerek i tak dalej. A potem już rowery, koledzy. My generalnie… i takie jest wrażenie też kilku osób, które przeczytały moją książkę. Moja przyjaciółka, znajoma pisarka powiedziała boże, ile wyście wtedy chodzili. Myśmy wszędzie chodzili na piechotę. I to o co pani pyta, to ten plac mi się najpierw rozciągał do ulicy Namysłowskiej i do ZOO. Z dziadkiem chodziliśmy dookoła ZOO, do Parku Praskiego oczywiście. Całość transkrypcji na https://muzeumpragi.pl/praskie-audiohistorie/
show less
Information
Author Praskie Audiohistorie
Website -
Tags

Looks like you don't have any active episode

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Current

Looks like you don't have any episodes in your queue

Browse Spreaker Catalogue to discover great new content

Next Up

Episode Cover Episode Cover

It's so quiet here...

Time to discover new episodes!

Discover
Your Library
Search