00:00
04:29
Anna Mizikowska: Przypominamy o naszym słuchowisku „Bazar Różyckiego. Tam było wszystko”! W muzeum można posłuchać wielogłosowej opowieści o tym słynnym targowisku. Opowiadamy historię przez pryzmat zwykłych ludzi i codziennych spraw.
W tym odcinku prezentujemy fragment słuchowiska, dotyczący okupacji i Powstania Warszawskiego z perspektywy kupców i kupujących na Różycu.
Ryszarda Zielińska: - Nawet jak już nic nie było, jak już było wszystko w ruinach, nie było sklepów, nic. Na Bazarze Różyckiego nie wiem, spod ziemi wykopywali, czy coś. Zawsze coś się znalazło i zawsze coś tam można było z tego uszyć.
Olga Charkiewicz: - Dopiero w czasie okupacji to były jesionki były takie… no… szyte jak to chałupniczo bym powiedziała i w tym, na bazarze można było kupić. Mama w czasie okupacji to szydełkiem robiła kapcie, taki sznurek papierowy był kolorowy. Z tego sznurka papierowego. One nie były trwałe, bardzo ładnie wyglądały, bo były tam zielone, czerwone i jeszcze obszywała to futerkiem, takie skrawki dostawała tam od swojej ciotki, czy kuzynki, która z kolei jakieś dziecięce rzeczy tam szyła. Na Bazar Różyckiego właśnie takie futerka, takie nosiły dzieci takie futerka z królika białe, z pomponami, zawiązane, no tak. No już nie te czasy, ale to było coś, że każde dziecko ma takie zdjęcie, bo to były jakiś dowód, że to dziecko jest dobrze ubrane.
Teresa Szejwian: - Mama trochę poszła do handlu pracować, bo było ciężko, bo wszytko było doszczętnie spalone i nic nie zostało wyratowane, ale mamie nie szło. Bo to trzeba mieć też smykałkę do wszystkiego. I do handlu też. Także mój starszy właśnie mój brat pomagał mamie przy handlu i była łapanka na bazarze Różyckiego. A mój brat przerażony i mówi: „mamo i co teraz z nami będzie? Co z nami będzie?” A moja mama nie myślała długo i mówi: „masz medalik? Weź ten medaliczek - mówi - trzymaj się, ja też, i Pan Bóg nas przeprowadzi”. On mówi: „Mamo naprawdę to się uda? - No tak synku, trzymaj się”. No i mama tak wzięła tą chustkę sobie tak bardziej nasunęła, to była skóra i kości, no była bardzo mizerna, wychudzona. No i w końcu przechodząc, po niemiecku tam Niemiec coś krzyczał, żeby przepuścić ich. A potem jak oni już przeszli, to on odetchnął: „Mamo udało się. Naprawdę.”
Tadeusz Kosiński: - Były łapanki. Niemcy otaczali Bazar Różyckiego od strony ulicy Targowej z Łukowskiej i od Brzeskiej. Zamykali, zabierali wszystko, co im się podobało z tego bazaru. Brali tam kilkudziesięciu, czy więcej niż kilkudziesięciu mężczyzn, wywozili nie wiadomo gdzie.
Teresa Szejwian: - Mama była tak zapracowana na tym Bazarze Różyckiego. Ona nie wiedziała, że powstanie wybuchło. I tak się cieszyła, że tak ludzie jej rzucają te pieniądze. I znikają. I tak się cieszyła pamiętam, że dzisiaj nam dobry obiad ugotuje, jedzie do sklepu, a tu w sklepach nic nie ma. Ona nie wiedziała, że tak ludzie wszystko wykupowali prawda, rzucali jej pieniądze. Nawet reszty nieraz nie chcieli zabrać.
Anna Mizikowska: Przypominamy o naszym słuchowisku „Bazar Różyckiego. Tam było wszystko”! W muzeum można posłuchać wielogłosowej opowieści o tym słynnym targowisku. Opowiadamy historię przez pryzmat zwykłych ludzi i codziennych spraw. W tym odcinku prezentujemy fragment słuchowiska, dotyczący okupacji i Powstania Warszawskiego z perspektywy kupców i kupujących na Różycu. Ryszarda Zielińska: - Nawet jak już nic nie było, jak już było wszystko w ruinach, nie było sklepów, nic. Na Bazarze Różyckiego nie wiem, spod ziemi wykopywali, czy coś. Zawsze coś się znalazło i zawsze coś tam można było z tego uszyć. Olga Charkiewicz: - Dopiero w czasie okupacji to były jesionki były takie… no… szyte jak to chałupniczo bym powiedziała i w tym, na bazarze można było kupić. Mama w czasie okupacji to szydełkiem robiła kapcie, taki sznurek papierowy był kolorowy. Z tego sznurka papierowego. One nie były trwałe, bardzo ładnie wyglądały, bo były tam zielone, czerwone i jeszcze obszywała to futerkiem, takie skrawki dostawała tam od swojej ciotki, czy kuzynki, która z kolei jakieś dziecięce rzeczy tam szyła. Na Bazar Różyckiego właśnie takie futerka, takie nosiły dzieci takie futerka z królika białe, z pomponami, zawiązane, no tak. No już nie te czasy, ale to było coś, że każde dziecko ma takie zdjęcie, bo to były jakiś dowód, że to dziecko jest dobrze ubrane. Teresa Szejwian: - Mama trochę poszła do handlu pracować, bo było ciężko, bo wszytko było doszczętnie spalone i nic nie zostało wyratowane, ale mamie nie szło. Bo to trzeba mieć też smykałkę do wszystkiego. I do handlu też. Także mój starszy właśnie mój brat pomagał mamie przy handlu i była łapanka na bazarze Różyckiego. A mój brat przerażony i mówi: „mamo i co teraz z nami będzie? Co z nami będzie?” A moja mama nie myślała długo i mówi: „masz medalik? Weź ten medaliczek - mówi - trzymaj się, ja też, i Pan Bóg nas przeprowadzi”. On mówi: „Mamo naprawdę to się uda? - No tak synku, trzymaj się”. No i mama tak wzięła tą chustkę sobie tak bardziej nasunęła, to była skóra i kości, no była bardzo mizerna, wychudzona. No i w końcu przechodząc, po niemiecku tam Niemiec coś krzyczał, żeby przepuścić ich. A potem jak oni już przeszli, to on odetchnął: „Mamo udało się. Naprawdę.” Tadeusz Kosiński: - Były łapanki. Niemcy otaczali Bazar Różyckiego od strony ulicy Targowej z Łukowskiej i od Brzeskiej. Zamykali, zabierali wszystko, co im się podobało z tego bazaru. Brali tam kilkudziesięciu, czy więcej niż kilkudziesięciu mężczyzn, wywozili nie wiadomo gdzie. Teresa Szejwian: - Mama była tak zapracowana na tym Bazarze Różyckiego. Ona nie wiedziała, że powstanie wybuchło. I tak się cieszyła, że tak ludzie jej rzucają te pieniądze. I znikają. I tak się cieszyła pamiętam, że dzisiaj nam dobry obiad ugotuje, jedzie do sklepu, a tu w sklepach nic nie ma. Ona nie wiedziała, że tak ludzie wszystko wykupowali prawda, rzucali jej pieniądze. Nawet reszty nieraz nie chcieli zabrać. read more read less

2 years ago #bazarróżyckiego, #bazarróżyckiegotambyłowszystko, #historiamówiona, #iiwojna, #muzeumpragi, #powstaniewarszawskie, #różyc, #słuchowisko