00:00
13:36
Anna Mizikowska: W 2020 roku Muzeum Warszawy objęło patronatem książke „Praga i jej bazary. Opowiadania i anegdoty o warszawskiej Pradze z lat 1950-1970. Książkę te wydała WFW. A jej autorem jest Stanisław Tomczak, Stanislaus Tomczak, a dla znajomych Stach- bo tak chciał, żeby go nazywać. Pan Stanisław urodził się na Pradze w 1944 roku i czuje się Prażaninem. Dopiero w latach 70 wyjechał do Niemiec, gdzie do dziś przebywa. Nagrał dla nas fragment swojej najnowszej książki. Przenosimy się do 1959 roku, na praski Zieleniak:
Stanisław Tomczak: Taki duży i mądry chłopiec jak pani synek, pani szanowna, to potrzebuje i zasługuje już na duży prezent od mamy. Niech pani klientka spojrzy na ten piękny sportowy rower z przerzutką i pięcioma biegami. To jest prawdziwy cud czeskiej techniki. Sportowa kierownica zagięta fachowo do tyłu i jak u prawdziwych kolarzy, uchwyty owinięte specjalną taśmą z plastiku, aby spocone ręce prawdziwego sportowca nie ślizgały się w trakcie szybkiej jazdy. A i dzwonek głośny i mocny do kierownicy przymocowany. Jak szanowna pani widzi, nie ma tu żadnej tandety, a i dobra pompka do pompowania powietrza w kołach jest też na wszelki wypadek umocowana pod ramą.
Otóż w ostatnim braterskim Wyścigu Pokoju, szanowna pani na pewno wie, że to był ten słynny wyścig Warszawa – Berlin – Praga, to w peletonie, czyli w tej dużej międzynarodowej grupie kolarzy, dochodziło podczas jazdy często do jakichś wypadków i innych mniejszych, czy też większych incydentów. Nasza prasa ludowa wcale o tym nie pisała, ale ja, były kolarz zawodowy, to wszystko wiem i mogę szanownej klientce to krótko streścić. Jak panowie kolarze podczas jazdy, przy szybkości około 80 km, poczują nagle naturalną potrzebę, to nie mają ani czasu, ani też żadnej możliwości na przystanie gdzieś pod jakimś przydrożnym drzewem. Więc siusiają – za przeproszeniem – podczas jazdy. A i to należy do taktyki, czyli do strategii walki o pierwsze miejsce. bo trzeba też wiedzieć, kiedy się to robi – nie za wcześnie i nie za późno Jeśli ci, załatwiający swoją potrzebę, znajdują się jeszcze do tego przypadkowo w peletonie po stronie, z której wiatr wieje, to może się zdarzyć, że ich przeciwnicy i konkurenci jadący obok nich lub tuż za nimi jadą już dalej po tym niespodziewanym "prysznicu" w mokrych koszulkach. Pani wie, o czym mówię? Również może się zdarzyć, że ktoś jadący w grupie musi nagle splunąć siarczyście w bok, bo mu ślina właśnie od wysiłku zakleiła całe gardło, a wiatr tą wydzieliną zalepi niespodziewanie jakiemuś konkurentowi oko. To wtedy jest też taktycznie najlepszy moment do ucieczki z peletonu, aby wygrać ten etap. Dlaczego? Bo ten z "zalepionym" okiem musi wtedy zwolnić, bo teraz źle widzi, a inni jadący obok niego, wytrąceni przez to z rytmu, zaczynają się przepychać, aby go wyminąć – to wszystko przy tak dużej prędkości i jednocześnie tak niebezpiecznie małym odstępie pomiędzy nimi. Jedni robią to "metodą na chama" czyli popychają innych zawodników łokciem lub nawet nogą. Wtedy dochodzi do upadków i poważnych zranień w grupie. Ale wracając do tej pompki…
Sprzedawca rowerów nowych i używanych pan Zieliński, mający swoje stoisko po lewej stronie, wchodząc na Zieleniak od Ząbkowskiej 9, zapomniał się do tego stopnia przy opowiadaniu rzeczy, których nie można było czytać w ludowo-poprawnych gazetach, że złapawszy za pompkę od roweru zaczął nią bezwiednie wymachiwać w powietrzu – podobnie do gliniarzy w akcji, walących po głowach jak popadło, na lewo i na prawo, jakichś pijaków czy też innych podpadziochów.
Potencjalna klientka przestraszona nagłym i niespodziewanym wybuchem emocji sprzedawcy rowerów złapała odruchowo synka za rękę, aby odejść od tego – jej zdaniem – niebezpiecznego człowieka. Ale chłopiec nie dał się żadną siłą zmusić do odejścia od budy, oznajmiając zdumionej matce, że chce dalej słuchać tego opowiadania o tajemnicach prawdziwych kolarzy – jego wymarzonych idolów. Na to matka ustąpiła synowi, ale jeszcze na wszelki wypadek odciągnęła go duży krok do tyłu na wystarczająco bezpieczną odległość od tego niebezpiecznie zachowującego się właściciela budy z rowerami, wymachującego przy swoich wywodach niebezpiecznie pompką od roweru. Ten, podniecony I myślą i pragnieniem przeniesiony w latach młodości, kontynuował swe tak dla stojącego przed nim młodego chłopca fascynujące opowiadanie o intymnych walkach i taktyce wybitnych kolarzy rywalizujących ze sobą o zajęcie jak najlepszego miejsca w klasyfikacji wyścigu.
Stary Zieliński może i był kiedyś w kolarzem, ale kiedy, gdzie i w jakim czasie tego na bazarze Zieleniaku nikt nie wiedział. Za to sąsiedzi handlarze dobrze wiedzieli, że chętnie popijał sobie wódeczkę z białego, dziś już mocno poobijanego emaliowanego kubka, płucząc po wypiciu alkoholu gardło czarną, mocną gruzińską herbatą. Zapewne I teraz ten wybuch elokwencji i wigoru zawdzięczał opróżnieniu kilku takich kubków jeszcze przed przyjściem klientki z synem. Jego wypieki na normalnie raczej bladej i suchej twarzy powstały przecież nie tylko z podniecenia związanego ze wspomnieniami czasu własnego udziału w kolarstwie.
Chłopiec z podziwu dla takiego prawdziwego kolarza stał jak wryty w ziemię i nie chciał ruszyć się z miejsca w obawie, aby nie uronić ani joty z jego opowiadania. "Kolarz" zwracając się znów w stronę klientów: – i niech szanowna pani, teraz wyobrazi sobie, na co taka mała pompka może się przydać. Podczas ostatniego Wyścigu Pokoju nasz wspaniały rodak i kolarz, Stanisław Królak, użył podczas walki o miejsce w czołówce właśnie takiej pompki rowerowej. Tak, dobrze pani słyszy. Otóż na krótko przed metą, to znaczy na ostatnich kilometrach, udało mu się wraz z dwoma najlepszymi kolarzami z bratniej Czechosłowacji uciec z peletonu. Dotąd było wszystko w porządku i wszyscy trzej dobrze współpracowali przy tej ucieczce. Niestety, na ostatnim kilometrze Czesi wzięli go w kleszcze, zmuszając do zmiany tempa jazdy, co znowu groziło mu przegraniem i spadnięciem na trzecie miejsce w klasyfikacji indywidualnej. Ale nie było w tym wyścigu jeszcze większego cwaniaka od naszego rodaka Staśka Królaka! Widząc, że z tej blokady naszych pobratymców już się nie wydobędzie aż do mety i jak jeszcze do tego raz ten z jednej, raz z drugiej strony zaczął łapać za jego siodełko, aby go wyhamować i wytrącić z rytmu, co w konsekwencji mogło zadecydować o ich podwójnym zwycięstwie na ostatnich metrach, to ten wspaniały nasz rodak, kolarz i mistrz nad mistrze stracił panowanie nad sobą i złapał swoją pompkę! Nie zastanawiając się za dużo, przyłożył nią raz temu z lewej, a potem temu z prawej po palcach trzymających z tyłu za jego siodełko. Obaj konkurenci zaskoczeni tym odskoczyli instynktownie na boki od niego. I w tym właśnie momencie nasz mistrz uderzył w pedały ze wszystkich sił i - prawie już stojąc na nich – walczył aż do ostatniego metra o zwycięstwo, co mu się też udało. Jego zdjęcie z wieńcem i pucharem w ręku i w otoczeniu tych dwóch, co musieli się zadowolić drugim i trzecim miejscem obiegło cały kraj i wisi nawet u mnie w budzie na ścianie – zakończył Zieliński swoją relację – mocując znów pompkę na ramie roweru.
Chłopiec z błyszczącymi oczami od podziwu dla opowiadającego odważył się go zapytać: – czy, pan, może jeszcze pamięta, jak ci dwaj inni kolarze się nazywali? Byli oni naprawdę tak dobrze jak nasz Królak? – Tak, mój młody adepcie kolarstwa. Oni byli tak samo mistrzami, jak pan Królak i nazywali się Vesely i Ruzicka. Wszyscy trzej przeszli później już na zawsze do historii kolarstwa europejskiego. Proszę, niech szanowna pani z synem wejdzie na chwilę do mojej budy z rowerami…
Anna Mizikowska: jeśli chcesz wiedzieć, czy chłopiec otrzymał swój wymarzony rower, i co wydarzyło się w budzie na Zieleniaku zajrzyj do książki Stanisława Tomczaka. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o samym Wyścigu Pokoju, który przejeżdżał przez warszawską Pragę – posłuchaj słuchowiska „Goool! Czyli sport na Pradze. Znajdziesz je na www.muzeumpragi.pl

Wykorzystany fragment książki jest chroniony prawem autorskim, udostępniony tu dzięki uprzejmości Autora, Stanisława Tomczaka i Warszawskiej Firmy Wydawniczej.
Anna Mizikowska: W 2020 roku Muzeum Warszawy objęło patronatem książke „Praga i jej bazary. Opowiadania i anegdoty o warszawskiej Pradze z lat 1950-1970. Książkę te wydała WFW. A jej autorem jest Stanisław Tomczak, Stanislaus Tomczak, a dla znajomych Stach- bo tak chciał, żeby go nazywać. Pan Stanisław urodził się na Pradze w 1944 roku i czuje się Prażaninem. Dopiero w latach 70 wyjechał do Niemiec, gdzie do dziś przebywa. Nagrał dla nas fragment swojej najnowszej książki. Przenosimy się do 1959 roku, na praski Zieleniak: Stanisław Tomczak: Taki duży i mądry chłopiec jak pani synek, pani szanowna, to potrzebuje i zasługuje już na duży prezent od mamy. Niech pani klientka spojrzy na ten piękny sportowy rower z przerzutką i pięcioma biegami. To jest prawdziwy cud czeskiej techniki. Sportowa kierownica zagięta fachowo do tyłu i jak u prawdziwych kolarzy, uchwyty owinięte specjalną taśmą z plastiku, aby spocone ręce prawdziwego sportowca nie ślizgały się w trakcie szybkiej jazdy. A i dzwonek głośny i mocny do kierownicy przymocowany. Jak szanowna pani widzi, nie ma tu żadnej tandety, a i dobra pompka do pompowania powietrza w kołach jest też na wszelki wypadek umocowana pod ramą. Otóż w ostatnim braterskim Wyścigu Pokoju, szanowna pani na pewno wie, że to był ten słynny wyścig Warszawa – Berlin – Praga, to w peletonie, czyli w tej dużej międzynarodowej grupie kolarzy, dochodziło podczas jazdy często do jakichś wypadków i innych mniejszych, czy też większych incydentów. Nasza prasa ludowa wcale o tym nie pisała, ale ja, były kolarz zawodowy, to wszystko wiem i mogę szanownej klientce to krótko streścić. Jak panowie kolarze podczas jazdy, przy szybkości około 80 km, poczują nagle naturalną potrzebę, to nie mają ani czasu, ani też żadnej możliwości na przystanie gdzieś pod jakimś przydrożnym drzewem. Więc siusiają – za przeproszeniem – podczas jazdy. A i to należy do taktyki, czyli do strategii walki o pierwsze miejsce. bo trzeba też wiedzieć, kiedy się to robi – nie za wcześnie i nie za późno Jeśli ci, załatwiający swoją potrzebę, znajdują się jeszcze do tego przypadkowo w peletonie po stronie, z której wiatr wieje, to może się zdarzyć, że ich przeciwnicy i konkurenci jadący obok nich lub tuż za nimi jadą już dalej po tym niespodziewanym "prysznicu" w mokrych koszulkach. Pani wie, o czym mówię? Również może się zdarzyć, że ktoś jadący w grupie musi nagle splunąć siarczyście w bok, bo mu ślina właśnie od wysiłku zakleiła całe gardło, a wiatr tą wydzieliną zalepi niespodziewanie jakiemuś konkurentowi oko. To wtedy jest też taktycznie najlepszy moment do ucieczki z peletonu, aby wygrać ten etap. Dlaczego? Bo ten z "zalepionym" okiem musi wtedy zwolnić, bo teraz źle widzi, a inni jadący obok niego, wytrąceni przez to z rytmu, zaczynają się przepychać, aby go wyminąć – to wszystko przy tak dużej prędkości i jednocześnie tak niebezpiecznie małym odstępie pomiędzy nimi. Jedni robią to "metodą na chama" czyli popychają innych zawodników łokciem lub nawet nogą. Wtedy dochodzi do upadków i poważnych zranień w grupie. Ale wracając do tej pompki… Sprzedawca rowerów nowych i używanych pan Zieliński, mający swoje stoisko po lewej stronie, wchodząc na Zieleniak od Ząbkowskiej 9, zapomniał się do tego stopnia przy opowiadaniu rzeczy, których nie można było czytać w ludowo-poprawnych gazetach, że złapawszy za pompkę od roweru zaczął nią bezwiednie wymachiwać w powietrzu – podobnie do gliniarzy w akcji, walących po głowach jak popadło, na lewo i na prawo, jakichś pijaków czy też innych podpadziochów. Potencjalna klientka przestraszona nagłym i niespodziewanym wybuchem emocji sprzedawcy rowerów złapała odruchowo synka za rękę, aby odejść od tego – jej zdaniem – niebezpiecznego człowieka. Ale chłopiec nie dał się żadną siłą zmusić do odejścia od budy, oznajmiając zdumionej matce, że chce dalej słuchać tego opowiadania o tajemnicach prawdziwych kolarzy – jego wymarzonych idolów. Na to matka ustąpiła synowi, ale jeszcze na wszelki wypadek odciągnęła go duży krok do tyłu na wystarczająco bezpieczną odległość od tego niebezpiecznie zachowującego się właściciela budy z rowerami, wymachującego przy swoich wywodach niebezpiecznie pompką od roweru. Ten, podniecony I myślą i pragnieniem przeniesiony w latach młodości, kontynuował swe tak dla stojącego przed nim młodego chłopca fascynujące opowiadanie o intymnych walkach i taktyce wybitnych kolarzy rywalizujących ze sobą o zajęcie jak najlepszego miejsca w klasyfikacji wyścigu. Stary Zieliński może i był kiedyś w kolarzem, ale kiedy, gdzie i w jakim czasie tego na bazarze Zieleniaku nikt nie wiedział. Za to sąsiedzi handlarze dobrze wiedzieli, że chętnie popijał sobie wódeczkę z białego, dziś już mocno poobijanego emaliowanego kubka, płucząc po wypiciu alkoholu gardło czarną, mocną gruzińską herbatą. Zapewne I teraz ten wybuch elokwencji i wigoru zawdzięczał opróżnieniu kilku takich kubków jeszcze przed przyjściem klientki z synem. Jego wypieki na normalnie raczej bladej i suchej twarzy powstały przecież nie tylko z podniecenia związanego ze wspomnieniami czasu własnego udziału w kolarstwie. Chłopiec z podziwu dla takiego prawdziwego kolarza stał jak wryty w ziemię i nie chciał ruszyć się z miejsca w obawie, aby nie uronić ani joty z jego opowiadania. "Kolarz" zwracając się znów w stronę klientów: – i niech szanowna pani, teraz wyobrazi sobie, na co taka mała pompka może się przydać. Podczas ostatniego Wyścigu Pokoju nasz wspaniały rodak i kolarz, Stanisław Królak, użył podczas walki o miejsce w czołówce właśnie takiej pompki rowerowej. Tak, dobrze pani słyszy. Otóż na krótko przed metą, to znaczy na ostatnich kilometrach, udało mu się wraz z dwoma najlepszymi kolarzami z bratniej Czechosłowacji uciec z peletonu. Dotąd było wszystko w porządku i wszyscy trzej dobrze współpracowali przy tej ucieczce. Niestety, na ostatnim kilometrze Czesi wzięli go w kleszcze, zmuszając do zmiany tempa jazdy, co znowu groziło mu przegraniem i spadnięciem na trzecie miejsce w klasyfikacji indywidualnej. Ale nie było w tym wyścigu jeszcze większego cwaniaka od naszego rodaka Staśka Królaka! Widząc, że z tej blokady naszych pobratymców już się nie wydobędzie aż do mety i jak jeszcze do tego raz ten z jednej, raz z drugiej strony zaczął łapać za jego siodełko, aby go wyhamować i wytrącić z rytmu, co w konsekwencji mogło zadecydować o ich podwójnym zwycięstwie na ostatnich metrach, to ten wspaniały nasz rodak, kolarz i mistrz nad mistrze stracił panowanie nad sobą i złapał swoją pompkę! Nie zastanawiając się za dużo, przyłożył nią raz temu z lewej, a potem temu z prawej po palcach trzymających z tyłu za jego siodełko. Obaj konkurenci zaskoczeni tym odskoczyli instynktownie na boki od niego. I w tym właśnie momencie nasz mistrz uderzył w pedały ze wszystkich sił i - prawie już stojąc na nich – walczył aż do ostatniego metra o zwycięstwo, co mu się też udało. Jego zdjęcie z wieńcem i pucharem w ręku i w otoczeniu tych dwóch, co musieli się zadowolić drugim i trzecim miejscem obiegło cały kraj i wisi nawet u mnie w budzie na ścianie – zakończył Zieliński swoją relację – mocując znów pompkę na ramie roweru. Chłopiec z błyszczącymi oczami od podziwu dla opowiadającego odważył się go zapytać: – czy, pan, może jeszcze pamięta, jak ci dwaj inni kolarze się nazywali? Byli oni naprawdę tak dobrze jak nasz Królak? – Tak, mój młody adepcie kolarstwa. Oni byli tak samo mistrzami, jak pan Królak i nazywali się Vesely i Ruzicka. Wszyscy trzej przeszli później już na zawsze do historii kolarstwa europejskiego. Proszę, niech szanowna pani z synem wejdzie na chwilę do mojej budy z rowerami… Anna Mizikowska: jeśli chcesz wiedzieć, czy chłopiec otrzymał swój wymarzony rower, i co wydarzyło się w budzie na Zieleniaku zajrzyj do książki Stanisława Tomczaka. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o samym Wyścigu Pokoju, który przejeżdżał przez warszawską Pragę – posłuchaj słuchowiska „Goool! Czyli sport na Pradze. Znajdziesz je na www.muzeumpragi.pl Wykorzystany fragment książki jest chroniony prawem autorskim, udostępniony tu dzięki uprzejmości Autora, Stanisława Tomczaka i Warszawskiej Firmy Wydawniczej. read more read less

3 years ago #bazar, #historia, #kolarski, #królak, #praga, #pragaijejbazary, #stanislaustomczak, #wyścigpokoju, #zieleniak